Odwróciłam się prawie w tym samym czasie co James. Ujrzeliśmy triumfującą twarz Filcha, a obok niego, wielkie, świecące oczy pani Norris. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, gdy mówił:
-Cho cho, kogo ja tu widzę! Czwarty rok w środku nocy, chodzi sobie po zamku! Ależ wam się upiecze! Już czworo!
Po jego mrożących słowach, zza jego pleców wyszli Rob i Albus. Oboje z przygnębiającymi minami, jakby za chwilę miał zakończyć się świat.
-Al!- krzyknął James.
Chłopak podniósł głowę i spojrzał na brata.
-Cze-cześć, James- odparł.
Z twarzy Gryfona znikł uśmiech, gdy Filch pociągną go do siebie.
-Cicho!
Zabrał nas wszystkich i zaczął krzyczeć, żebyśmy szli. Nasze kroki, było słychać bardzo głośno. Jeden, drugi, trzeci. Zaczęłam obwiniać za to wszystko Jamesa. Stracone, punkty, szlaban, nazwisko w kartotece... To nie może być prawda. Nie teraz!
-STOP MÓWIĘ!- krzyknął. Zatrzymaliśmy się wszyscy, a nasze serca było słychać bardzo wyraźnie i niebezpiecznie.
-Dobrze, a teraz grzecznie pójdziemy do... hmm... McGonagall! Nie, nie... Wiem! Dyrektora!- krzyknął jeszcze bardziej triumfalnie.
Na te słowa James zaczął stawiać opór. Szarpał się nie ubłagalnie. Lecz Filch nic sobie z tego nie robił, wręcz przeciwnie, stał obok niego i śmiał się. Kotka również, jakby chichotała, ale przecież to niemożliwe.
-No co, boicie się? Hahaha, dobrze, dobrze, bać się! Idziemy do pana dyrektora, czy wam się to podoba czy nie!
Popchnął jeszcze raz nas wszystkich, a ja poczułam silny ból w okolicach brzucha. Był on taki mocny, i tak mnie dotknął, że upadłam. Wszyscy oprócz woźnego ruszyli ma na ratunek. I w tym momencie to się stało. Znowu zamknęłam oczy i ujrzałam martwe ciała moich rodziców, a obok nich strasznego dementora. Gdy "wyssał" już od nich duszę, poleciał, nie zauważając mnie. Byłam niewidzialna. Serce biło mi jak oszalałe...
-Emily, obudź się!- nademną znowu klęczał James, uśmiechając się. I te miłe uczucie... Wszędzie. Jego uśmiech jest jak... Jak... Miód... Słodki, zadziorny. Cudowny.
-Wstawaj, nie udawaj- usłyszałam chrypki głos Filcha. Szarpnął mnie za bluzę, po czym gwałtownie podniósł do góry. To samo zrobił z Jamesem, lecz ten nic sobie z tego nie robił. Był zadowolony i patrzał prosto w moje oczy.
-Idziemy do dyrektora!- krzyknął poirytowany woźny.
Kontynuowaliśmy więc 'wycieczkę'. Nasze kroki były ciężkie. Jeden, drugi, trzeci, czwarty...
Po chwili stanęliśmy przed wielkim posągiem- wejściem do gabinetu dyrektora.
***
'Wjechanie' na górę poszło bez problemów. Filch cały czas się śmiał, Al i Rob byli nieobecni, a James przyglądał się mi z uśmieszkiem na twarzy. To takie... Pociągające (?)...
Woźny zapukał, po chwili usłuszeliśmy ciche "wejść".
Jak to jest, że dyrekror nie śpi w środku nocy? Dlaczego? Przecież to w końcu też człowiek... Chyba...
-Panie... Szanowny, panie dyrektorze. Przyprowadziłem tutaj panu... Oni chodzili po szkole, przed chwilą ich złapałem- zachrypnął Filch z bananem na ustach.
Profesor Forest (dopisek: pamiętajcie, skąd to nazwisko! severus-hermiona-blog.blogspot.com) uniósł głowę i spojrzał na nas z zaciekawieniem.
-Proszę?- zapytał.
Wszyscy zaśmialiśmy się... Znaczy wszystkie "dzieci". Filch i Forest pozostali zarówno bez słowa, jak i ruchu.
Woźny jeszcze raz więc powtórzył:
-Szanowny dyrektorze, ta czwórka chodziła w nocy po korytarzu- uśmiechnął się jeszcze bardziej- Liczę na sprawiedliwą karę.
Dyrektor podniósł oczy, ukazując błękitne spojrzenie. Bądź silna- chodziło mi po głowie. Nie poddawaj się
-Który rok?
Filch odetchnął głęboko, i speszony odpowiedział:
-Czwa... Czwarty...
Profesor uważnie nam się przyglądnął. Jego oczy błądziły, jakby czytał nasze myśli lub oglądał duszę od wewnątrz.
-Panna Emily? Harris? Co panienka tutaj robi? Emily, miałaś być w szpitalu, rozumiesz? Zamiast tego włóczysz się po szkole? Dlaczego?
Wzięłam głęboki wdech, myśląc jakie kłamstwo wymyślić. Przecież nie powiem prawdy, w życiu. NIGDY. Nie będę skarżyć. Ooo nieee.
Dyrektor odchrząknął, pewnie spodziewał się raczej szybkiej odpowiedzi.
-W takim razie, panie Filch, proszę zaprowadzić pannę Emily do szpitala, tam, gdzie teraz jest jej miejsce.
Woźny niepewnie zabrał mnie za kaptur.
-Nie tak ostro!
-Przepraszam szanownego dyrektora- odpowiedział, wymuszając uśmiech.
Otworzył drzwi, a ja zamarłam.
***
Dzień... zły.
Mam zły dzień, a raczej dni ostatnio. Nawet nie wiecie, jak trudno było mi napisać ten rozdział, ehh...
Przepraszam was, kochani, że tak długo musieliście czekać i za to, że mam u was zaległości. Postaram się nadrobić, ale sprawdzian coraz mi bliższy!
Rozdział nudny i nic w nim się nie dzieje, nie polecam...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeszcze, uwaga, wejdźcie na tego bloga:
wieczne3zycia.blogspot.com
Proszę was, może to nie jest blog o HP, ale jest on mojej przyjaciółki, ona niedawno zaczęła, dodajcie jej otuchy! ;D
Kocham xx
Boooże cudny rozdzialik. Jak dobrze wiesz kochana też mam sprawdzian i wiem jak to jest usiłując pogodzić naukę z pisaniem bloga dlatego właśnie każda chwila czytania twojego bloga i pisania i mojego i naszego wydaje się zbawieniem i powiem (napiszę ) jedno : Ja to kocham !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję także za wypromowanie mojego bloga ( wieczne3zycia.blogspot.com ) !
Jesteś cudna! Po prostu cudna !
Twoja kochająca przyjaciółka Sweet Berry ;*
Hahahahah, padłam xD Ten Forest to równy gość :D
OdpowiedzUsuń"Ależ wam się upiecze!" - nie, to błąd :D Powinno być albo "Ależ wam się dostanie!", albo "Tym razem wam sie nie upiecze!" :D
Ciekawe co zobaczyła O.o Ja się boję... *o*
Pozdrawiam,
always