poniedziałek, 30 grudnia 2013

2. Poranne problemy i rozmowa w Sowiarni

Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie rano. Dlaczego? Hmm.. Już wiem! Dzisiaj Obrona Przed Czarną Magią, czyli pierwsza lekcja, z Gryfonami! Nie, ja się wtedy nie umiem zachować Jak mam siedzieć dwie ławki obok niego i nie wpatrywać się w te jego piękne włosy, cudowne oczy, słodki uśmiech i..
-Nie, stop! Emily ogarnij się!- mówiłam sama do siebie.
Podeszłam do lustra i ujrzałam w nim moje poczochrane we wszystkie strony, długie, rude włosy, zaspane zielone oczy, parę piegów, małe, czerwone usta i owalną, zmasakrowaną 6- godzinnym snem twarz.
-Tak, to ja- mówiłam- tylko, co jest we mnie nie tak?
Wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam czesać włosy. Były one aż do pasa. Czasami Alice musiała mi pomagać je pozbierać w całość. Całość tzn. moje standardowe uczesanie- kłos na bok.
-Może pora na zmianę? Hmm..- wzięłam część do ręki i zaczęłam układać je, wiązać, po prostu robiłam z nimi to, co mi się żywnie podobało- Nie, tak jest dobrze. Ważne, że mi się podoba. Chyba...
-Emily? To ty tak hałasujesz?
-Tak, to ja Pati! Śpij!
Pati to moja koleżanka z pokoju. Nie jest jakąś tam najlepszą przyjaciółką, jak Alice czy Ted, ale jest dobrą koleżanką.
-Dobra, dwa razy nie trzeba powtarzać...
Pomyślałam, że już na pewno nie zasnę, więc postanowiłam chwile poleżeć i nareszcie głęboko o tym wszyskim pomyśleć. O tym co sie dzieje wokół mnie. Ted powiedział kiedyś, że czasami trzeba usiąść czy położyć się i porozmyślać. O życiu, o przyjaźni, o miłości. O tym co jest naprawdę ważne i odrobinę mniej. A co jest dla mnie najważniejsze? Alice? Ted? Szkoła? James? Rodzice? Właśnie, rodzice...
Wyjęłam z szafki pergamin, pióro i atrament i zaczęłam pisać:
                                          
                                                Kochani mamo i tato!
Przepraszam, że nie pisałam tak długi czas, ale naprawde tutaj spędza się bardzo dużo czasu w bibliotece! Trzeba się uczyć naprawdę trudnych rzeczy np. eliksirów czy zaklęć. Jakbym miała wybierać, to w mugolskich szkołach jest o wiele prościej.
Zbliżają się święta, ale ja nadal nie wiem czy przyjechać do domu w ten czas. Mam takie postanowienie, że w końcu po czterech latach uda mi się zobaczyć może nie całą, ale tą dużą, dostępną część Hogwartu. A właśnie! Hogwart!... Hogwart, Hogwart. Czyli najpiękniejsze miejsce na ziemi! Mój drugi dom! Pierwszy to oczywiście domek w Londynie, w którym mieszka Emily Harris z rodzicami: Claudią i Hubertem.
Nie wiem, co jeszcze napisać. Prawie wszystko już wam opowiedziałam. O! Za niedługo mecz Quiddicha z Puchonami (Huffelpuff). Trzymajcie kciuki, Ted gra! Napisze wam, kto wygrał i wogóle w następnym liście.
                                         Pozdrawiam, kocham was, Emily.

Przeczytałam list jeszcze raz, bardzo dokładnie.
-Hmm... Chyba może być...
Wstałam, ubrałam się i ciuchutko wyszłam z pokoju. Postanowiłam od razu udać się do Sowiarni.
Szłam opustoszałymi korytarzami Hogwartu. Gdy nikogo nie ma jest tu strasznie. Po drodze natknęłam się tylko na Irytka, który majstrował coś w jednej z kafelek.
Gdy doszłam do Sowiarni, zauważyłam, że ktoś już w niej jest. Chłopak odwrócony tyłem z kruczoczarnymi włosam i bordowym swetrem patrzył na chmury na niebie- w górę. W ten tajemniczy świat.
-No świetnie, jeszcze mi tu Jamsa brakowało!- powiedziałam po cichu.
Podeszłam bliżej, unikając jego spojrzenia. Lecz chłopak zauważył mnie i zagadał:
-Sie masz, Emily!
Nie, nie to nie jest głos Jamsa, to jest...
-Cześć Albus!
Z ulgą stwietdziłam, że obok mnie stoi młodszy brat Jamsa- Al.
-To, co tu robisz?- zapytał.
Uniosłam mój list podpisany:
Dla mamy i taty, od Emily.
-Aha, list, no tak. Ja tu przychodzę sobie rano pooglądać i wyrwać się od tych nienormalnych Ślizgonów.
Bez słowa, tylko z uśmiechem na twarzy, podeszłam do kasztanowej sowy, której najczęściej korzystałam. Nadałam jej nawet imię.
-Wiesz gdzie lecieć, Martha.
Pzywiązałam zwierzęciu list do nogi, a ta poszybowała w dal.
-Martha?- odzwał się Al, gdy sowa, była już daleko.
-Martha. Może i to nie moja sowa, ale chyba nikt inny z niej nie korzysta, a nie chce, żeby czuła się osamotniona...
-Osamotniona, no tak. Podobnie do mnie..
-Jesteś osamotniony?
-Tak. Wokół mnie są sami Ślizgoni- wredni i bezczelni. Mam szczęście, że jestem czystej krwi- spojrzałam na niego z pogardą, zobaczył to i dodał- nie żeby mnie to obchodziło, tylko oni..
-Dobrze wiem co oni robią! Sama miałam okazję tego doświadczyć... No, ale nie jest tak źle! Na szczęście skończyło się na szlabanie. Oczywiście nie moim, a ich.
-Ty to masz się fajnie...
-Ja? Niby czemu?- zapytałam.
-No, bo zawsze masz z kim pogadać. Masz tego Teda i tą... Alice? Alice i Ted, nie mylę się?
-Nie, ale ty przecież masz brata, kuzynów, kuzynki w tej szkole. Dlaczego z nimi nigdy nie porozmawiasz?- zdziwiłam się.
-Jedyne, to czasami mogę porozmawiać z Rose. Ale oni wszyscy są w Gryffindorze, a ja w Slytherinie-  Al miał smutną minę. Widać było, że naprawde leży mu coś na sercu. Bałam się, ale postanowiłam zapytać:
-A.. A twój brat?
Albus zaśmiał się.
-Mój brat? Haha, dobry żart! Mój brat ma inne problemy na głowie. Koledzy, dokuczanie, dziewczyny- gdy to usłyszałam poczułam, jakby ktoś walnął mnie z całej siły w brzuch-  on się mną nie przejmuje. Nie przejmuje sie nikim oprócz siebie- chłopak spojrzał za siebie na schody- Dobra, ja już idę! Przepraszam. Aha i dzięki za rozmowę!
Albus wyszedł i zostałam sama. James naprawde taki jest? Hmm... Nie, napewno żartował. Tak, to był żart.
Obróciłam się i wyszłam. Zaraz zaczynało się śniadanie, a musiałam jeszcze się przebrać.

***
No i jest, następny. Szybko mi to idzie, bo pisze w nocy, gdy nie umiem zasnąć. Pozatym, teraz jest wolne i wgl.
Jak się podoba? Historia dopiero się rozkręca. Starałam się dawać tu mało miłości, bo nie lubie tego, ale chyba mi się to nie udało. No, trudno. Napewno źle to opisze, spoko :D.
Jeżeli weszłeś/aś na mojego bloga, proszę, zostaw komentarz. Dziękuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje bardzo za każdy komentarz! Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy!