czwartek, 6 lutego 2014

9. Pani Pomfrey

-Emily, obudź się! Emily wstawaj! Otwórz oczy! No wstajesz wreszcie?
Obudziłam się cała zalana potem. Znowu nic nie pamiętałam.
-Al-Alice? Co... Co się stało?- spojrzałam na swoje dłonie, dotknęłam swojego czoła, które było całe gorące. Jednak nic nie pamiętałam. Film urwał mi się, kiedy moja przyjaciółka zgasiła lampkę. Nie mam pojęcia, czy wtedy od razu zasnęłam czy może jeszcze rozmyślałam. A może jeszcze plotkowałyśmy? Albo... ktoś przyszedł?
-Co się stało?!- wrzasnęła Alice- To może ty mi powiesz, co się stało?! Kobieto, ja przez ciebie zawału prawie dostałam!
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Ona za to, miała strasznie oburzony.
-Nic nie pamiętam.
Jej spojrzenie, automatycznie stało się wręcz współczujące.
-Idziemy do pani Pomfrey- oznajmiła po chwili.
Nic nie powiedziałam, a ona uznała to za tak. Chociaż byłam z tej brzydkiej, białej koszuli za kostki, z długimi rękawami, wtedy mnie to nie obchodziło. Chciałam po prostu dostać lekarstwo. Nie wiem jakie, cokolwiek, by nie czuć wręcz pieczenia na całym ciele. Jakby ktoś mnie zamarynował i posadził na grilla. Okropne.
Po drodze, gdy szłam, a Alice mi w tym pomagała, ponieważ cały czas spadałam, zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Byłam cała czerwona na policzkach. Ktoś chyba w nocy naprawdę mnie ugotował, albo posadził na tego nieszczęsnego grilla. Bałam się. Strasznie się bałam, że stało się coś okropnego, że może inni też ucierpieli, ale nadal nie wiedziałam, co się dokładnie stało.
Wchodząc do salonu, w którym jak zwykle rano było sporo uczniów, schowałam twarz w dłoniach. Czułam, że wszyscy nas obserwują, ale starała się tym nie przejmować. Paru uczniów, podchodzilo do nas, pytając się co się stało, ale Alice tylko odpowiadała, że to nie ważne, i że mają zrobić przejście.
Weszlyśmy do Skrzydła Szpitalnego, a ja od razu się przewróciłam. Pani Pomfrey podbiegła do mnie i pomogła mi wstać.
-Na miłość Boską! Co się stało?!- wrzasnęła na mój widok.
Alice z zakłopotaniem opowiedziała jej co się działo, od czasu, gdy otworzyłam oczy do teraz, a pani w tym czasie kładła mnie na łóżku.
-No nic, kochanie, musisz tu zostać.- oznajmiła, już spokojniej, podając mi jakiś dziwny flakonik, pewnie z lekarstwem- Nie wiem, co ci moge dać, bo nie mam pojęcia co ci się stało. Sama gorączka to na pewno nie jest, aczkolwiek postaram się szybko temu zaradzić- dokończyła z uśmiechem na twarzy.
Chwilę później Alice poszła na lekcje, a ja zostałam sama. Miałam dziwne poczucie, że o czymś zapomniałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć o czym. Ból nie ustawał. Raz było mi ciepło, raz zimno, czasami średnio, ale i tak cały czas byłam czerwona, a pani Pomfrey dawała mi przeróżne lekarstwa, eliksiry, napoje, a każdy coraz to ochydniejszy. Byłam w tym dziwnym pomieszczeniu tylko ja, nie licząc pielęgniarki, która jak nie dawała mi lekarstwa, wychodziła do tego swojego pomieszczenia. Pod koniec dnia, tak około 19:00, ku mojemu zaskoczeniu, przyszedł do mnie... James.
-Och, znalazłaś sposób, żeby się wywinąć!- krzyknąła wchodząc, a za nim szedł Rob.
-Co? Ty naprawdę jesteś taki głupi? Chyba nie udawałabym, ze jestem chora, bo nie chce...- głęboko się zastanowiłam, czego właściwie nie chce, gdy nagle sobie przypomniałam: Albus!
-Nie mogę...- powiedziałam i spuściłam głowę.
-To co ja mam bez ciebie zrobić?- powiedział, tym razem spokojniej.
Westchnęłam głęboko, zakaszlałam parę razy, po czym po dłuższej chwili powiedziałam:
 -James, poradzisz sobie. Nie wiem, po co ci jestem. Co miałabym robić? Teraz jestem przykłuta do łóżka, a ty...
Nie dokończyłam zdania, bo do mojego łóżka podeszła pani Pomfrey. Na widok chłopców odchrząknęła głośno i spojrzała na nich surowo. Oni spojrzeli na nią ze strachem, następnie Rob powiedział:
-Przepraszam?
Nagle oboje zerwali się do biegu, strasznie szybko. Bali się pani Pomfrey?
-Nie możesz nikogo zapraszać, dopóki nie wiemy co ci  jest, kochanie- powiedziała, już spokojniej, na co ja kiwnęłam głową i położyłam się. Westchnęłam głęboko. Nie mogę nikogo zapraszać? Mam siedzieć tu sama? Och, no bez przesady! Mam leżeć tu sama, bez słowa, pić te ochydne lekarstwa i być zadowolona? Już wolałabym być na lekcjach!

***

W nocy, budziły mnie okropne i straszne hałasy. Byłam już trochę przyzwyczajona, ponieważ mieszkałam na bardzo wysokiej wieży, ale te były straszne. Próbowałam spać, ale nie wiele mi to wychodziło. W końcu, jednak, grubo po jedenastej, zapadłam w głęboki i bardzo przyjemny sen:

Byłam w domu i siedziałam w jadalni, a rodzice obok mnie. Było bardzo wesoło, jedliśmy deser, śmiejąc się i opowiadając o wszystkim. O Hogwarcie, o mugolskiej szkole, moich przyjaciołach i przedmiotach. Za oknem padał obfity śnieg, prawie wszystko było białe. Choinka, była już dawno ubrana i świeciła w różnych kolorach tęczy. Niektóre bombki już się stłukły, chociaż większość nadal ozdabiała wielkie, zielone drzewko. Pod nim, nadal leżało parę rozdartych papierów prezentowych, co oznaczało, że święta były, niedawno. 
Wtem, przez szybę, zupełnie z nikąd pojawiły się dwie czarne postacie, lewitujące nad podłoga. Zjawy, najpierw przeszły przez okno, które nagle stało się otwarte, jakby były niewidzialne, a następnie, "podeszły" do moich rodziców. Oni, oczywiście, ich nie zauważyli, ponieważ byli mugolami. Dementorzy, jednak nie dali za wygraną. Musieli coś zrobić, zabrać kolejną szczęśliwą, duszę, aby znowu została tylko pustka. Tylko to, co najgorsze, wspomnienia, myśli, słowa.

Zbliżyli się do moich rodziców i zaczęli zabierać z nich wszystko. Nie mogłam bezczynnie na to patrzeć. Sięgnęłam po różdżkę.
"Dasz radę, Emily, uczyli tego na kursach. Dasz radę.". Pomyślałam o najszczęśliwszym wspomnieniu, jakiego doznałam. Pierwszy dzień w Hogwarcie... Tak, to było coś.
-Expecto patronum!- rozległ się krzyk. Nie zadziałało. Stałam tam, jakby niewidzialna.  Nie zauważyli mnie, zaklęcie nie podziałało... A rodzice...

-WSTAWAJ!- usłyszałam i otworzyłam oczy. Byłam cała spocona, jak i moja pościel.
-James... To ty? Ale... Co ty tu robisz?
Chłopak spojrzał na mnie, po czym powiedział krótko:
-Zbieraj się.

***

No witam, witam :D


















Nie wiem, ostatnio mam manie na te gify xD
Ale mniejsza o to.
Jest kolejny rozdział :D Przepraszam, że taki krótki, ale no nie mam weny.
Tak, tak, tej "weny twórczej", której często mi brakuje, dlatego to wszystko jest takie beznadziejne...
Pozdrawiam tych wszystkich, którzy dotrwali ze mną do dziewiątego rozdziału! Hehe...
Kochani, nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny, ponieważ ja, jestem szóstoklasistka i za niedługo (wtorek) mam próbny sprawdzian i będę musiała kłuć... Potem sprawdzian z angielskiego i historii, no cóż, nie odpuszczą nam w tej szkole :c
Wiec przepraszam, jeżeli się nie pojawi w pokreślonym terminie na aktualnościach :'(
Dziękuję jeszcze Gabrysi M., za ocenę mojego bloga (klik) oraz nominacje, już drugą (!) do LBA. Postaram się to szybko zrobić, ale jak mówiłam: nie obiecuję.
Do zobaczenia, mam nadzieje, że za niedługo! :D

4 komentarze:

  1. Tekst i obrazki :3 10/10
    Opowiadanie super.
    Powodzenia na próbnym xDDD
    Życzę Weny! :)
    http://severus-hermiona-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie wyszło. Ten rozdział jak na razie jest moim ulubionym!
    James przyszedł po nią? No, to będzie się działo xD Nie mogę się doczekać! :D
    Pozdrawiam i życzę weny
    always

    OdpowiedzUsuń
  3. Koffam to opowiadanie czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana ! nie pisz proszę przy każdym rozdziale , że jest beznadziejny bo te rozdziały są wyjątkowe : Napisane tak jak ja kocham ... nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje bardzo za każdy komentarz! Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy!